Zeszła ze schodów. Spojrzała zmieszana na tygrysicę.
- A w ogóle co robisz w tych stronach? Nie bałaś się tu zajrzeć? - Szepnęła z zaciekawieniem. W pewnej chwili jej uwagę zajęły małe szaraki. Ponieważ była głodna, nie panowała nad sobą, przez co popędziła za nimi w jednej chwili. W biegu rzuciła się na jednego z nich, łapiąc go za łapę miażdżąc ją , by szarak nie mógł uciec.Zostawiła go, po czym dogoniła drugiego. Złapała go w pysk. Wracając do starego domu , wróciła także po szaraka ze zmiażdżoną łapą. Jednego, położyła tygrysicy, a drugiego położyła przed sobą.
- Może jednak się skusisz? - Zapytała z widocznym uśmiechem. Po rozerwaniu szaraka zaczęła się posilać.
-Jak może widać, jestem tygrysem bengalskim, a na imię mi Shayde. - mówię spokojnie. - Lecz nie mówię zbyt wiele o sobie osobom, które dopiero co poznałam... - kładę się delikatnie.
Podniosła prawą brew, przenosząc wzrok na okno.
- A ty ? W ogóle jak tu trafiłaś? - Zapytała z zastanowieniem.
-Kolacja? Dziękuję, jadłam. - powiedziała z lekką irytacją w głosie. - Tym bardziej, nie atakuję małych kotów. - na jej pysku pojawił się lekki uśmiech.
Wypięła dumnie pierś , po czym z lekką żartobliwością spojrzała na tygrysa.
- Ja? Jak zauważyłaś młodym irbisem, ale dla ciebie pewnie kolacją... - Wypowiedziała te słowa sepleniąc, z wyczuwalną irytacją. Przecież nie rzuci się na tygrysa by się pobawić!
-Witaj... - przyglądała się małemu irbisowi. Nie był przestraszony ani bojaźliwy - kim jesteś? - zapytała bez okazywania emocji. Usiadła powoli, deski zaskrzypiały.
Przez chwilę stała nieruchomo. Dom mógł się w każdej chwili runąć. Wyjrzała przez szparę- Tygrys patrzył się w jej kierunku. " Nie mam wyboru " - Szepnęła sama do siebie. Podniosła się, ukazując się tygrysowi, po czym usiadła owijając ogonem łapki; Była skierowana na obcego. Wolała zostać na górze - Tygrys mógł być niebezpieczny.
- Witaj nieznajoma... - Mruknęła z lekkim uśmiechem.
Rozglądała się. ''Nigdzie żywej duszy?'' chodziło jej po głowie. Chodziła po domu, aż nagle zauważyła coś jakby ogon, który wystawał zza rogu koło drzwi. Nie chciała podchodzić, tupnęła łapą, być może zwierzę samo przyjdzie. Choć nie była pewna, czy to przyjaciel...
Leniwie otworzyła oczy. " Czyżby ktoś mnie odwiedził? "- Pomyślała ze spokojem. Widząc wielkiego tygrysa , nie zareagowała; Jedynie zaczęła machać ogonem. Wolała siedzieć cicho, nie wiedziała przecież czy tygrys ją zauważy; Było ciemno, jedynie blask księżyca mógł ją zdradzić, ewentualnie zapach.
Dochodzi do starego domu. Ogląda go przez chwilę po czym z pewnością siebie idzie w jego stronę. Wchodzi do niego powoli, widzi, że podłoże może się połamać. Pękła deska, z dużym trzaskiem. Idzie dalej, wchodzi do dużego pomieszczenia. Rozgląda się.
Zatrzymała się kilka metrów od domu. Nie był wytrzymały, do tego znajdował się w upiornym miejscu. Z zadowoleniem ziewnęła, podobał jej się ten teren.
-Zatrzymam się tu. - Wymamrotała. Wiedziała, że będzie mogła tu odpocząć; Jest to straszne miejsce, więc mało możliwe że ktoś ją odwiedzi. Położyła się na schodach domu. Przez chwilę czuwała , by upewnić się że jest sama, po czym kładąc łeb na łapki - zasnęła.
Odsunęła się od wilka, gdy Rose włączyła się do walki. Była tym lekko zdziwiona, zwłaszcza, gdy zauważyła jej nieobecne spojrzenie. Przypatrywała się jej atakom w milczeniu, odprowadziła ją spojrzeniem, gdy tygrysica opuściła teren. Przeniosła swój wzrok na leżącą waderę.
- Z przyjemnością bym to zrobiła, ale mam lepszy pomysł. Nie martw się, niedawno jakąś przybłędę zabiłam i jakoś nie mam teraz problemów. - podeszła powoli do wilczycy, przejechała jej pazurami po boku i rozszarpała jej ucho, co zamierzała od dawna zrobić, po czym uderzyła łapą waderę w łeb, dzięki czemu tamta chwilowo 'odpłynęła'. Wywlokła zemdloną waderę z tego miejsca.
Accalia położyła się ze zmęczenia i popatrzyła się na Holly.
- No dalej, zabijaj, wiem, że tego chcesz - odparła. Po chwili dodała: - ale nie wiem, jak się wtedy z kłopotów wyciągniesz - mruknęła.
Patrzyła na nią wzrokiem tępym i niemądrym... tak jakby nie rozumiała co ta wariatka do niej mówi. W końcu ukazała kły, ryknęła i ruszyła w jej stronę. Instynkt łowcy wyżerał ją od środka, a dzikość mydliła oczy... w nikim nie widziała przyjaciela, w każdym widziała jedynie ofiarę.
Objęła łapami łeb wilka wbijając tym samym pazury w ranę, którą stworzył drugi kot... zupełnie jej nieznany. Przycisnęła waderę do siebie i zacisnęła szczęki na mostku nosa wbijając z trudem kły w kość pod okiem. Jednakże poczuła ruch lygrysa.
Otrzeźwiała.
Puściła waderę chowając szpony i z trudem wyjmując kły z kości, w które się wbiły. Już myślała, że się zaklinuje i będzie zmuszona do zabicia wilka, jednakże puściło.
Spojrzała wilkowi w oczy... nadal nieprzytomnie. Dalej nie zyskała pełnej świadomości, jednakże było lepiej... odwróciła się i wyszła z tych terenów, jakby nigdy nic.
- Od kiedy ty myślisz? - zapytała po czym ponowiła atak na ucho wadery. Chociaż, w ostatniej chwili powstrzymała się, a cios padł prosto na pysk wadery, która stała bezczynnie, z przymkniętymi oczami. Zostawiła długie szramy na pysku i zadrapała ją mocno w nos, wiedząc, że to najbardziej czułe miejsce u wilków.