Uśmiechnął się.
- Ładny czerwony kolor - powiedział. - Chodźmy.
Wyszedł.
- Spójrz na swoje ucho! - roześmiała się. - Wracajmy do domu.
Basior uśmiechnął się.
- Nie, nie można tego powiedzieć o tobie - powiedział wpatrując się w zakrwawiony bok wadery.
- Ja w ogóle nie ucierpiałam. Obejrzała się z każdej strony i odpowiedziała z żalem.
- Nie żyją - powiedziała. Uśmiechnęła się szeroko. - Udało się. Mocno ucierpieliście? - zerknęła na swój poharatany bok. Nawet ten ból nie zmeini jej dobrego humoru.
Rzuciła się na kota i uderzyła masywnym łbem w bok, spadł za swoim życiowym towarzyszem.
Zatopiła kły w jego uchu przebijając na wylot. Byli razem blisko urwiska, mało nie spadli.
Nanoose syknął. Okrążył kota i uderzył w jego bok przewracając go. Tym samym łaciata znalazła się bliżej urwiska.
Wbiła pazury w boki wilczycy. W tym samym momencie zauważyła, że zsuwa się z krawędzi, ale pociągnęła za sobą wilczycę. Na chwile zawisła w powietrzu, gdyż wilczyca się czegoś chwyciła. Poczuła, że jej pazury rozorały boki wilczycy, nadal się zsuwała, aż poczuła, że jej pazury nie mają już punktu zaczepienia. Spadła.
Rzuciła się w stronę basiora. Przejechała szponami po pysku rozrywając nozdrze i robiąc szramy.
Daen niczym taran wbiegła w leżącą panterę i zepchnęła ją w przepaść.
Nanoose zauważył znak. Wadera skinęła głową. Basior bez chwili zwłoki skoczył na łaciatą krowę wgryzając się w jej kark. Z jego gardła wydobywał się warkot.
Wyskoczyła z krzaków i rzuciła się na czarną panterę. Była jej wielkości. Zacisnęła pasywne szczęki na uchu i przewróciła na skraj urwiska.
Daen lekko skinęła głową, co było sygnałem dla Nanoose'a i Lariethene. Ciekawe, co teraz zrobią szczury.
Zeskoczyła i usiadła obok Lil.
- Mówiłaś coś? Nie wiedziałam, że wilki mają jakąś krwawą plamę zamiast nosa. Dziwne.