Wbiegła niespiesznym truchtem kierując się w stronę rzeki. Gdy zaspokoiła pragnienie zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu zwierzyny. Kilkadziesiąt metrów dalej zauważyła małą grupę antylop, które zmierzały w stronę wodopoju. Ukryła się w krzakach i przez chwilę obserwowała zwierzęta czekając na dogodny moment. Jej uwagę zwróciła antylopa z młodym. Gdy kopytne opuściły łby, by się napić Trisha zaatakowała. Zacisnęła szczęki na tylnej nodze upatrzonej zdobyczy i odskoczyła, zaatakowała łeb. Ugryzła samicę w szyję i zaczęła dusić. Po chwili było po wszystkim, zwierzę było martwe, reszta stada uciekło, a młode również próbowało ucieczki, jednakże wybrało zły kierunek. Zamiast pobiec z resztą stada ono pognało w stronę wody i stanowiło łatwy łup. Kilkoma dużymi susami dopadła do niego i zabiła w podobny sposób jak i wcześniej jego matkę. Wyciągnęła ofiarę na brzeg i pożywiła się młodym, a większą zdobycz wywlokła w stronę wodospadów.
Ruszyła truchtem w stronę zupełnie jej nieznaną.
- Hm, możemy iść jeśli chcesz - rzekła i podniosła się i spojrzała na Rose.
- Ja pobiegałam za waderą... po czym zrzuciłam ją z nieba przed te zagubione kundle... - Mruknęła patrząc w niebo. - Może wyruszymy na przechadzkę, aby uaktualnić mapę ziem? - rzuciła pomysłem oblizując pyszczek.
- Ha, zależy gdzie się pójdzie. Ja się ostatnio nieźle zabawiałam na wilczych terenach, chyba całą watahę wkurzyłam, albo chociażby wystraszyłam. - odpowiedziała tygrysicy.
Rozejrzała się energicznie wokoło dostrzegając pszenną ciapkę na tle drzew. Ruszyła w tamtą stronę z otwartym pyskiem... było gorąco, zdecydowanie lepiej czuła się w mrozie. Dodatkowo wszystko działało na nią tak usypiająco, że powieki same się zamykały. Mruknęła coś pod nosem, machnęła ogonem i była przy lygrysie.
- Ostatnimi czasy nic się nie dzieje... jest cholernie nudno, a my nie mamy co począć. Żadnych ciekawych miejsc, czy istot... - burknęła z kwaśną miną kładąc uszy.
Wkroczyła na ten teren z wyraźnym zadowoleniem na pysku. Przynajmniej tu nie było śniegu. Położyła się pod drzewem i obserwowała rzekę.
Zadowolona pognała za Miezą, znikając w zaroślach.
- Chodźmy. Ostatnio było tam parę sporych ssaków. - Mieza machnęła ogonem i już zniknęła w zaroślach pędząc na trawiastą sawannę.
Lilianna zobaczywszy ptaka, wyminęła go. Miała ochotę na większego zwierza. Odeszła parę kroków i zwróciła się do Miezy.
- Może chodźmy na sawannę trawiastą? Podobno jest tam dużo zwierzyny.
-Bardzo dobry pomysł ! - Mieza nie jadła od dość dawna, i już zaczynała odczuwać spory głód. Jakby na zachętę, w pobliżu jakiś ptak zatrzepotał skrzydłami, skrzecząc głośno.
Zaśmiała się na wspomnienie gdy wypomniała hałaśliwość tym dwóm kotom.
- Co powiesz na polowanie?- Dawno już nie polowała, i głód zaczął dawać się we znaki.
- To bardzo do nich podobne. - Mieza uśmiechnęła się przyjaźnie, i zmrużyła lekko oczy, chroniąc je przed pieczeniem, spowodowanym przez słońce i parne powietrze. - Cóż przynajmniej nie hałasują...
-Hmm... masz rację- Zastanowiła się.
- Cóż koty, które poznałam wcześniej były trochę ruchliwe, i raczej nie zostają długo w jednym miejscu- uśmiechnęła się i ponownie napiła się orzeźwiającej wody.
-Jestem tego samego zdania- upał dawał się Miezie we znaki więc weszła do rzeki, ochłodzić się trochę.
Nie sądzisz, że to trochę dziwne, że tu nikogo nie ma prócz nas? Zwykle, w taki upał siedzą tu tłumy...